"Johnson jest szantażowany przez członków własnej partii" - tłumaczy w Rozmowie w południe w Radiu RMF24 profesor Małgorzata Zachara–Szymańska z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Amerykanistka wyjaśnia, że spiker republikanów z trzeciej osoby w państwie stał się marionetką w rękach polityków, a sprawa przegłosowania pakietu wsparcia dla Ukrainy nadal nie jest oczywista.

Mike Johnson zapowiedział swój plan zajęcia się zalegającą od niemal pół roku sprawą wsparcia dla Ukrainy po poniedziałkowym spotkaniu klubu republikanów w Izbie. Plan zakłada rozdzielenie od siebie pakietów dla Ukrainy, Izraela, Tajwanu i dotyczącego zamrożonych rosyjskich aktywów. Zapowiedź polityka daje pewną nadzieję na uchwalenie pakietu dla Ukrainy przed końcem tygodnia, ale problemem może być polityczna niemoc spikera.

Fakt, że spiker Mike Johnson zaangażował się w sprawę Ukrainy i otwarcie przyznał, że jest taka potrzeba wspierania tego państwa w jego wysiłkach przeciwstawienia się Rosji, to jest sygnał, że twarda postawa negocjacyjna skrzydła protrumpowskiego nieco ulega przeobrażeniu. Natomiast to, że te pakiety będą głosowane osobno, to jest jednak ukłon w stronę tej części Partii Republikańskiej, która uważa, że te pieniądze nie powinny pójść na zewnątrz - mówiła prof. Małgorzata Zachara-Szymańska.

Amerykanistka zastanawia się, czy Johnson ma w zanadrzu inne pomysły. W kuluarach mówi się, że pakiet dla Ukrainy można by procedować głosami demokratów, ale to wystawiłoby Johnsona na ostrzał członków swojej własnej partii.

Jest jeszcze kolejna odsłona proceduralna - mówi Zachara-Szymańska - Głosowanie nad odwołaniem spikera można teraz podjąć na wniosek jednego kongresmena. Johnson jest szantażowany przez członków własnej partii - wyjaśnia.

Ten szantaż stał się realny, gdy republikańska przedstawicielka Izby Reprezentantów Marjorie Taylor Greene zapowiedziała już, że będzie domagać się odwołania spikera. Obowiązujący w Kongresie system powoduje, że spiker - nominalnie trzecia osoba w państwie - jest zakładnikiem rozgrywek partyjnych.

To w związku z tą regulacją wprowadzoną niedawno, na fali sytuacji, w której Partia Republikańska jest podzielona. Teraz spiker zamiast być rozgrywającym staje się cheerleaderem - stwierdziła amerykanistka, która zaznacza, że sprawa pomocy dla Ukrainy nie będzie pierwszoplanową w wyborach prezydenckich w USA.

Sprawa karna Trumpa

Wczoraj rozpoczął się pierwszy w historii proces karny byłego amerykańskiego prezydenta. Donald Trump odpowiada przed sądem stanowym w Nowym Jorku w sprawie zarzutów dot. ukrywania zapłaty za milczenie aktorki filmów pornograficznych Stormy Daniels. Zdaniem Trumpa proces to "polityczne prześladowanie" i "atak na Amerykę".

Czy wyrok skazujący w procesie może mieć znaczenie dla wyborców Trumpa?

Uważam, że może dlatego, że Donald Trump ma za sobą żelazną bazę wyborczą, którą możemy szacować na około 25-28 proc. - a to za mało żeby wygrać wybory - i są też ci, którzy wiedzą, że te zarzuty mają uzasadnienie. Ci pierwsi, żelazna baza wierzą w to, o czym opowiada Donald Trump - mówi gość Piotra Salaka.

Amerykanistka zaznacza, że w prawie USA nie ma zapisu uniemożliwiającego kandydowanie w wyborach prezydenckich osobie skazanej. Zachara-Szymańska dodaje jednak, że niektóre badania mówią, że nawet 1/4 wyborców Donalda Trumpa, może zmienić zdanie jeżeli były prezydent zostanie skazany w głośnym procesie.

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.
Opracowanie: