Rosjanie na froncie wyrywają się z wojny pozycyjnej i zaczynają opierać swoją taktykę na manewrze. Te bardzo złe wiadomości mają jedną konkretną przyczynę - brak dostaw sprzętu i amunicji z Zachodu. Kiedy ukraińska obrona trzeszczy w szwach, świat przygotowuje się na moment, gdy Kijów będzie musiał skapitulować. To nie jest rzeczywistość, którą chcielibyśmy oglądać.

Jak donosi amerykański Instytut Badań nad Wojną (ISW) Rosjanie po raz pierwszy od początku wojny mogą używać kolumn pancernych bez ponoszenia zaporowych strat. Okupanci działają systematycznie i krok po kroku przesuwają linię frontu. Od początku 2024 roku zajęli obszar większy od powierzchni Krakowa.

ISW alarmuje, że Rosjanie przyspieszają, wykorzystując niedobory sprzętu i amunicji w ukraińskiej armii. "Dalsze opóźnianie i wstrzymywanie amerykańskiej pomocy wojskowej doprowadzi do dramatycznych zysków Rosji w 2024 i 2025 roku, a ostatecznie do jej zwycięstwa" - ogłaszają analitycy amerykańskiego ośrodka badawczego.

Eksperci zwracają uwagę na to, że Zachód nie ma już innej opcji - musi szybko dostarczyć Ukrainie niezbędne wsparcie, by pomóc siłom Kijowa na ustabilizowanie frontu. Alternatywy zaakceptować nie sposób. "Można też pozwolić Rosjanom pokonać ukraińską armię i ruszyć w kierunku granic NATO od Morza Czarnego po środkową Polskę. Nie ma trzeciej opcji" - pisze ISW w swojej aktualizacji.

Analitycy dodają, że umożliwienie Rosjanom szybkiego zwycięstwa na Ukrainie, w oczywisty sposób doprowadzi do szybkiego odtworzenia rosyjskich zdolności bojowych. W takim przypadku kraje bałtyckie stanęłyby przed realnym zagrożeniem, które mogłoby stać się nie do pokonania. ISW nie pierwszy raz alarmuje, że koszty długoterminowe rosyjskiego zwycięstwa w Ukrainie, znacznie przewyższają cenę wznowienia pomocy. Przyszłość NATO jest powiązana z Ukrainą, niezależnie od jej statusu członkowskiego w Sojuszu - stwierdza ośrodek badawczy.

A co jeżeli Ukraina upadnie?

W przestrzeni publicznej rzadko pojawiają się informacje o tym, co konkretnie czeka nas, gdy Ukraina nie wytrzyma rosyjskiego naporu. W zachodnich komentarzach dominują ogólnikowe twierdzenia dotyczące stanu demokracji, globalnego bezpieczeństwa i geopolitycznego przesilenia, w ramach którego Rosja odzyska pozycję supermocarstwa kosztem Stanów Zjednoczonych i krajów NATO. Ale skutki ukraińskiej przegranej będą namacalne, nadejdą szybciej niż może się wydawać i pora zacząć mówić o nich głośno.

Zaczął minister obrony Estonii. Hanno Pevkur informował w ubiegłym tygodniu o rezultatach zeszłorocznego szczytu NATO w Wilnie, gdy rozmawiano o planach dla Europy Wschodniej na wypadek upadku Ukrainy.

Plany uwzględniają różne scenariusze - przekazał estoński minister cytowany przez serwis Defence One - Z oczywistych powodów nie mogę podać szczegółów, ale mogę zapewnić, że plany te kształtują się na podstawie możliwej postawy Rosji w naszym sąsiedztwie - dodał, podkreślając, że jedną z prawdopodobnych konsekwencji porażki Ukrainy będzie większa i bardziej niebezpieczna armia rosyjska.

Jak poinformował Pevkur, Rosja opublikowała plan rekonstrukcji i rozbudowy swojej armii. Zakłada on, że wojska Władimira Putina mają liczyć 1,5 miliona personelu, w tym nowy korpus w północno-zachodniej części kraju, w pobliżu granicy z Estonią. Szef estońskiego MON wylicza, że blisko granicy NATO i Europy znajdzie się "od dwóch do siedmiu razy więcej czołgów, transporterów opancerzonych i systemów obrony powietrznej".

Pevkur zaznacza, że rosyjskie wydatki na wojsko wzrosły dramatycznie. Szacuje się, że porównaniu do 2023 roku, gdy Moskwa wydawała na zbrojenia ok. 3,9 proc. PKB, w 2024 roku jest to już więcej niż 6 proc. Rosja przystosowała swoją gospodarkę, a także społeczeństwo do celów wojennych. Hanno Pevkur twierdzi, że za działaniami Kremla stoi "mroczna logika" - Kiedy już to zrobisz i przestawisz gospodarkę na tryby wojenne, nie będzie łatwo wrócić (do normalności). (Rosjanie) będą musieli maksymalizować przychody - prognozuje minister.

Pełna destabilizacja

Oprócz oczywistego zagrożenia militarnego, Pevkur wymienia także inne - z zakresu wojny hybrydowej. Rosjanie już werbują estońskich obywateli, którzy mają stanowić piątą kolumnę w kraju. Taki wewnętrzny wróg wzmocni szykowane fale migracji, mające wywołać kryzys na granicy NATO - dokładnie taki, jak w Polsce w 2021 roku. Wiemy, że oni (migranci sprowadzeni na granice przez reżimy Putina i Łukaszenki) nie odeszli, że nadal przebywają w regionie. Tysiące migrantów czeka na lepszą pogodę, aby móc ponownie ruszyć - mówi Pevkur.

Do fal migracyjnych i mniej lub bardziej ukrytych sabotażystów należy dodać nasilenie przez Rosję prób osłabienia zachodnich rządów. Kreml zainwestuje więcej we wspieranie polityków skrajnej prawicy i lewicy - to jedna z głównych metod destabilizacyjnych stosowanych przez Moskwę; kremlowscy specjaliści doszli do wniosku, że kluczową rolę w prawidłowym funkcjonowaniu sceny politycznej odgrywa silne, umiarkowane centrum, które można destabilizować, zwracając się do coraz bardziej radykalnego elektoratu. W tym sensie ludzi na Kremlu cechuje pełna apolityczność.

Europa musi także przygotować się na coraz częstsze i tragiczniejsze w skutkach ataki hakerskie, wycieki danych i kampanie dezinformacyjne (jak w przypadku szczepień na Covid-19).

W narracji Kremla powtarza się twierdzenie o konieczności obrony kraju przed ekspansją NATO. Pevkur twierdzi, że wszystkie dane i analizy wskazują na to, iż Rosja nie ma zamiaru się bronić. Chce zaatakować.

Potwierdza to zresztą także ISW, zauważając, że jeżeli Ukraina upadnie, do armii rosyjskiej zostaną wcielone setki tysięcy Ukraińców. Wraz z budowaną za naszą wschodnią granicą bazą przemysłu obronnego, potencjał militarny (i gospodarczy) Rosji zwiększy się przerażająco.

NATO - informuje ISW - musi spodziewać się starcia z rosyjskimi siłami konwencjonalnymi na całej swojej granicy - od Morza Czarnego po Arktykę. Po raz pierwszy od rozpadu Związku Radzieckiego w stanie bezpośredniego zagrożenia znalazłyby się Polska, Węgry, Słowacja i Rumunia. A to - piszą analitycy - unieruchomiłoby natowskie siły w Europie, co z kolei całkowicie odsłoniłoby przed Rosją możliwość ataku na państwa bałtyckie. "Niemożliwe jest przecenienie, jak bardzo sukces lub porażka obecnych wysiłków Ukrainy na rzecz odparcia rosyjskiego ataku zmienia perspektywy przyszłego rosyjskiego ataku na północno-wschodnią flankę NATO" - kończy Instytut Badań nad Wojną.