Rolnicy, którzy blokowali dojazd do przejścia granicznego z Ukrainą w Dorohusku, zaskarżyli do sądu decyzję wójta rozwiązującą ich protest. Sąd ma 30 dni na rozstrzygnięcie.

Dziś upływa termin, w którym rolnicy mogli zaskarżyć decyzję wójta. Ich pismo wpłynęło do sądu tuż po południu. Rolnicy podważają w nim argumenty wójta, który powołał się na przepis umożliwiający rozwiązanie zgromadzenia publicznego, jeżeli "jego przebieg zagraża życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach". O taki krok prosili m.in. przedstawiciele firm transportowych i agencji celnych, którym rolnicza blokada utrudniała działalność. 

Organizatorzy przerwanego protestu przekonują, że ich akcja nie tworzy realnego zagrożenia, a wójt "powinien zweryfikować wpływ" zgromadzenia na życie i zdrowie. "Protest przebiegał bardzo spokojnie, nie było żadnych incydentów, które mogłyby świadczyć o zagrożeniu życia czy też zdrowia ludzi" - wskazują.

Autorzy zażalenia, a jest to 39 osób, podważają argument wójta o tym, że rolnicy wielokrotnie próbowali wejść na tory. Organizatorzy blokady drogi w miejscowości Okopy podkreślają, że nie blokowali torów i nie mają z tym nic wspólnego, bo takie działania odbywały się w czasie odrębnego zgromadzenia publicznego, zgłoszonego przez inną osobę. 

Sąd będzie musiał również ocenić, czy zasadny jest argument wójta o tym, że kierowcy ciężarówek stojących w kolejce wysiadają na jezdnię "bezpośrednio przed nadjeżdżające pojazdy". Rolnicy twierdzą, że jest to zarzut nieprecyzyjny, bo wójt nie wskazuje żadnej konkretnej sytuacji, a kolejka do przejścia granicznego to "normalna sytuacja, do której okoliczni mieszkańcy oraz kierowcy są przyzwyczajeni".

Odnosząc się do argumentu o "zagrożeniu mienia" rolnicy przekonują, że wójt w żaden sposób nie udowodnił "że przedsiębiorcy ponoszą straty z uwagi na nasze protesty i są to straty znacznej wartości ". Podkreślają też, że ich blokada była organizowana z uwagi na "krytyczną sytuację finansową" rolników i - jak tłumaczą - ponoszone przez nich "ogromne straty z powodu niekontrolowanego importu towarów zza wschodniej granicy".

Protestujący podsumowują, że wójt nie przedstawił im dowodów na to, że wystąpiły "zdarzenia, które świadczyłyby, że przebieg protestu zagraża życiu, zdrowiu czy też mieniu", natomiast "ogólne stwierdzenia oparte jedynie na domniemaniach" nie mogą być podstawą do uniemożliwienia im "manifestowania swoich poglądów i niezadowolenia z powodu decyzji politycznych".

Sprawa zostanie zarejestrowana, będzie wylosowany do jej rozpoznania konkretny sędzia. Sąd ma 30 dni na przystąpienie do rozpoznania sprawy i wydanie decyzji - mówi sędzia Barbara Markowska rzeczniczka Sądu Okręgowego w Lublinie, do którego odwołali się rolnicy. Ich pismo formalnie ma być zarejestrowane jutro.

Jeżeli wójt lub rolnicy będą niezadowoleni z decyzji sądu, będą mogli zwrócić się do drugiej instancji, czyli do Sądu Apelacyjnego w Lublinie.