Na niespełna osiem dni przed przelotem sondy New Horizons w pobliżu Plutona NASA uspokaja siebie i innych, że ostatnie zakłócenia w pracy próbnika nie stanowią zagrożenia dla realizacji jego zadań badawczych. W sobotę 4 lipca sonda przeszła niespodziewanie w tryb awaryjny, ale po 80 minutach udało się jej przywrócić kontakt z Ziemią. Przyczyną kłopotów nie była ani usterka techniczna, ani błąd oprogramowania sondy, nieprawidłowość pojawiła się przejściowo podczas wprowadzania sekwencji komend niezbędnych na czas przelotu.

Cieszę się, że nasz zespół szybko określił problem i upewnił się, że sonda jest sprawna - mówi szef działu badań planet NASA, Jim Green. Teraz, kiedy Pluton jest na wyciągnięcie ręki wracamy do normalnego działania i walczymy o pełną pulę - dodaje. Utrata części obserwacji w czasie, kiedy sonda była w stanie awaryjnym nie powinna zagrozić realizacji żadnego z podstawowych celów misji, co najwyżej lekko skomplikuje cele o mniejszym znaczeniu.

Dziś sonda powinna już podjąć wszelkie normalne działania, nie ma potrzeby przesyłania jej kolejnych komend, a plan obserwacji Plutona i Charona podczas samego przelotu powinna zrealizować już automatycznie. Komunikacja z Ziemią i tak jest utrudniona, bo sonda jest w tej chwili około 4,8 miliarda kilometrów od Ziemi, sygnał radiowy potrzebuje około 4,5 godziny, by do niej dotrzeć. Na potwierdzenie komendy z Ziemi centrum kontroli lotu musi więc czekać 9 godzin.

(mpw)