Drugą dobę trwają poszukiwania dwóch górników zaginionych w kopalni Wujek po silnym wstrząsie, który nastąpił w sobotę krótko po północy. Akcja jest utrudniona z powodu licznych przeszkód, na które napotykają ratownicy w zniszczonym wyrobisku. Dlatego zmieniono jej przebieg. Akcja jest prowadzona w tzw. ruchu Śląsk, czyli części kopalni mieszczącej się na terenie Rudy Śląskiej.

Ratownicy zrezygnowali ze sprawdzania drugiego korytarza prowadzącego w stronę ściany wydobywczej. Teraz akcja prowadzona jest tylko w pierwszym wyrobisku, tam - gdzie zaczęła się wczoraj.

Mimo podejmowanych prób ratownikom nie udało się dotąd nawiązać kontaktu z poszukiwanymi. Z tamtej strony nie ma żadnej informacji zwrotnej, jakiegoś stukania, hałasów. Sieć telefoniczna jest zerwana - mówi rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego, do którego należy kopalnia, Wojciech Jaros.

Mówił też o zamontowanych w lampach górników urządzeniach, które pozwalają ich namierzyć w razie potrzeby. Urządzenia w lampach pozwalają namierzyć z niewielkiej odległości, służą, kiedy ratownicy są kilka metrów od tej osoby - wyjaśnił.

Prawie cały czas w kopalni są żony zaginionych. W oczekiwaniu na informacje towarzyszą im psycholodzy KHW.

Wieczorem i w nocy w drugim wyrobisku ratownicy bez przerwy napotykali na przeszkody. Najpierw metalowe szyny, potem resztki drewnianej tamy, wreszcie bardzo mocny zacisk skał. Do tego cały czas musieli pracować w aparatach tlenowych.

W tym czasie do pierwszego wyrobiska zwieziono wentylatory, zaczęło się przewietrzanie i okazało się, że tam można pracować już bez aparatów, bo da się oddychać. I to przeważyło, dlatego ratownicy zostali już tylko w tym pierwszym wyrobisku.

Po ustawieniu wentylatorów, przedmuchaniu pierwszych 130 metrów wyrobiska, ratownicy mogą pracować bez aparatów oddechowych. Przebierają rumosz, który usuwany jest przenośnikami zgrzebłowymi ustawionymi za nimi. Po skróceniu uruchomiono przenośnik taśmowy, znajdujący się w tamtym wyrobisku, uszkodzony w następstwie wstrząsu - poinformował Jaros.

Ratownicy wykonują wąski korytarz, umożliwiający przechodzenie do przodu. Warstwa wyniesiona w górę, zrujnowana, to część dolna wyrobiska. Strop i część konstrukcyjna zabezpieczająca go wydaje się mocna, nienaruszona. Ratownicy posunęli się w ten sposób o około 15 metrów. Licząc od początku wyrobiska korytarz jest drożny do 155 metra.  

Z wysokiego na ponad 3 metry wyrobiska niewiele zostało, tak mocno ze wszystkich stron zaciśnięte są tam teraz skały. Swego rodzaju zabezpieczenie od góry daje ratownikom podziemna metalowa obudowa. Do przodu muszą dosłownie przeciskać się przez każdą wolną szczelinę tylko rękami, bo żadnych urządzeń używać nie mogą. Drążą teraz niewielki tunel, taki żeby mogły w nim np. zmieścić się nosze. W ten sposób muszą pokonać kilkaset metrów. Idą w stronę ściany, bo z tego rejonu tuż przed wstrząsem dzwonił na powierzchnię jeden z poszukiwanych górników.

Teraz tylko dwa zastępy ratowników przedzierają się teraz przez zakleszczone wyrobisko. Pozostałe zwożą na dół i montują urządzenia niezbędne do prowadzenia akcji. Po pierwsze chodzi o montowanie metanomierzy, bo to kopalnia z zagrożeniem metanowym. Po drugie trzeba pod ziemią ustawiać specjalne taśmociągi, dzięki którym ratownicy to, co wyciągają z zakleszczonego wyrobiska, mogą wywozić w inne miejsce. Niestety - i to jest najgorsze - ciągle nie wiadomo co ratownicy mogą jeszcze napotkać na swojej drodze.
 
Do silnego wstrząsu doszło na skutek odprężenia górotworu na głębokości 1050 m. Z zagrożonego rejonu ruchu Śląsk wycofano górników. Podczas sprawdzania liczby pracowników okazało się, że dwóch z dwudziestu znajdujących się w zagrożonym rejonie, nie zgłosiło się; rozpoczęto poszukiwania.    

Wstrząs odczuli mieszkańcy Śląska. Zgłoszenia odbierał zarówno Wyższy Urząd Górniczy, jak i służby kopalni Wujek.

(mpw)