Jan Sobieski, Jan Matejko czy Sławomir Mrożek - to tylko niektórzy absolwenci I LO im. Bartłomieja Nowodworskiego w Krakowie. Ich "młodsi koledzy z ławki" - tegoroczni maturzyści - postanowili znaleźć jak najwięcej informacji na temat tych, którzy kiedyś ukończyli tę szkołę. W ten sposób powstał projekt pod hasłem "(Po)równaj do starszego". Koncentruje się on wokół postaci niezapomnianego nauczyciela historii w tym Liceum - profesora Stanisława Jastrzębskiego.

Jednym z elementów projektu licealistów jest strona internetowa, na której uczniowie publikują wspomnienia absolwentów o Nowodworku oraz materiały dotyczące profesora Stanisława Jastrzębskiego - wybitnego wychowawcy, poety, człowieka teatru, nauczyciela oraz przede wszystkim wielkiego mentora licealistów.

Organizatorzy całego przedsięwzięcia, czyli piątka uczniów z zespołu "(Po)Równaj do Starszego" - Justyna Borowy, Natalia Kowalska, Magdalena Kurdziel, Jan Kłapa, Sebastian Skoczeń, w większości nigdy nie poznali profesora Jastrzębskiego osobiście. Jak mówią, najlepiej znana im byłą tylko jego legenda. 

Michał Dobrołowicz: Zadam banalne pytanie, choć wasz projekt traktuję jako absolutnie niebanalny. Skąd wziął się pomysł na "(Po)równaj Do Starszego"?

Jan Kłapa, lider projektu "(Po)równaj Do Starszego": To długa historia. To pączkowało od naszej pierwszej klasy. Często słyszeliśmy, że nasza szkoła jest najstarszą w Polsce szkołą średnią, z wielkimi tradycjami, kształcąca wielkich ludzi pokroju Matejki, Wyspiańskiego czy Słowackiego. Ten przekaz był jednak niesamowicie płytki. Nigdy nie były to konkrety. Niektórzy wiedzieli zaledwie o kilku ciekawostkach na zasadzie "Józef Korzeniowski, czyli późniejszy Joseph Conrad chodził do Nowodworka, ale go wyrzucili". I nic więcej! Inna ciekawostka - "pierwsza kobieca matura w Polsce miała miejsce u nas". To były jednak tylko hasła - chcieliśmy się w to wszystko zagłębić, poznać szczegóły. Stąd pomysł na założenie profilu w mediach społecznościowych, gdzie robimy zestawienie informacji na temat sławnych i zasłużonych absolwentów naszej szkoły.

A słynny nauczyciel historii - profesor Jastrzębski?

Jan Kłapa: On był poruszającym do działania ogniwem całego projektu, ponieważ mieliśmy okazję zobaczyć go, gdy był już w kiepskiej formie. Jego osoba była nam znana z opowiadań, niemalże z legend krążących po Krakowie. Niesamowite było to, że on spotkał się z ogromną, kilkunastominutową owacją, co daje wyraz tego, jak wielka jest wdzięczność człowiekowi, który całe życie poświęcił tej szkole. Pomyśleliśmy, że to skandal, że nasze pokolenie o tym człowieku nic nie wie. Pierwotny pomysł był taki, żeby za jego życia odsłonić szkolną salę jego imienia. Już wcześniej sale swojego imienia otwierali w naszym Liceum Gustaw Holoubek i Sławomir Mrożek. Zanim udało się jednak zrobić to tym razem profesor niestety zmarł, stało się to w marcu ubiegłego roku. Ale my nie poddaliśmy się.

Czy państwo mieliście kiedykolwiek lekcje z profesorem?

Natalia Kowalska, współorganizatorka projektu: Niestety, nie było nam dane mieć lekcje z profesorem. W naszej szkole jest jednak wielu nauczycieli, którzy mieli lekcje z profesorem. Akurat jeden z naszych obecnych nauczycieli przechadzał się kiedyś szkolnym korytarzem i pogwizdywał. Na jego widok profesor Jastrzębski powiedział: "Widzę, że kolega lubi śpiewać! Chodźmy razem, pośpiewamy!". Takie historie cały czas krążą po szkole!

Profesor nie miał rodziny. Wiem, że mówił, że jego rodzina to wspólnota nowodworska...

Jan Kłapa: Chcielibyśmy dociec, skąd wzięło się pojęcie "rodzina nowodworska". Ciężko to sprawdzić, ale celujemy, że jest to pojęcie autorstwa profesora Jastrzębskiego, które uświadamia, jak wielką tradycję ma ta szkoła. Profesor miał specjalne wykłady odbywające się w czasie zaprzysiężenia klas pierwszych, w czasie których niesamowicie śpiewał i recytował. On - co dzisiaj może zaskakiwać - nie bał się zadawać młodzieży trudnych zadań mówiąc, że młodzież będzie musiała pokierować tym krajem. W przypadku profesora widać, że coś takiego jak "rodzina nowodworska" naprawdę istniało. Pod koniec jego życia okazało się, że uczniowie, którzy nawet nie byli w jego klasach zorganizowali się, odremontowali jego mieszkanie na ulicy Czystej w Krakowie, pomogli mu w trudnej sytuacji materialnej. A potem, gdy profesor został przeniesiony na emeryturę, zatroszczyli się o jego spokojną emeryturę. Przekazy bankowe, które spływały z całego świata zaskakiwały - przychodziły pieniądze ze Stanów Zjednoczonych, Kanady czy drugiego krańca Polski. Robili to z jednego powodu: wiedzieli, że "Grisza" jest w złej sytuacji, a dzięki dawnym uczniom miał pieniądze na lekarstwa, okulary czy na bilet do teatru. Do teatru, który tak uwielbiał.

Mam wrażenie, że państwa działania mogą zaskakiwać dlatego, że państwo bardzo mocno angażujecie się w to, co dzieje się w państwa liceum. Tymczasem szkoła średnia jest dziś traktowana jako krótki okres w życiu młodych ludzi - okres nauki w liceum trwa tylko trzy lata, upływa pod presją przygotowań do matury, myśli się już o studiach albo o pracy zawodowej. Państwo jesteście przywiązani do swojego liceum! Idziecie trochę pod prąd...

Natalia Kowalska: W natłoku wszystkiego, co dzieje się dookoła - bieżącej nauki, myślenia o studiach - czasami nam, licealistom brakuje motywacji. Tymczasem profesor Jastrzębski był kimś niesamowitym, motywował uczniów, mówił im, że są w czymś dobrzy, był nauczycielem z powołania. Ważne, żeby ludzie wiedzieli, że potrzebni są tacy nauczyciele. Chcielibyśmy, żeby ludzie myśleli o tym w kategorii: może gdyby więcej osób miało takich nauczycieli jak pan profesor, to więcej nauczyłby się?

Jan Kłapa: Wewnątrz szkoły widać, że są osoby, które - już widać - będą w przyszłości "kimś". My nie czujemy się skazani na sukces. Ale aktywni ludzie w naszej szkole skupiają się w jedno środowisko. Mną kieruje taka motywacja, że jeżeli robię coś pożytecznego, to dodaje mi to dużo energii - wiem, że sprawa jest słuszna. Jeżeli ja coś robię dla dobra innych, to mam wrażenie że zbliżam się do archetypu "nowodworczyka", któremu nie jest wszystko jedno. 

Wiem, że profesor Jastrzębski był wielkim miłośnikiem teatru. Miał teatralne zacięcie. I to podobno objawiało się w czasie klasówek i sprawdzianów!

Jan Kłapa: Profesor przychodził na sprawdziany w ciemnych okularach. Potem siadał za biurkiem i wprowadzał tym w uczniach taką dezorientację, że nie wiedzieli oni, w którą stronę profesor patrzy. Inną jego techniką było stawanie na krześle na środku sali, patrzenie do przodu, czy ktoś nie ściąga i oglądanie tego, co działo się za nim w lusterku. To były śmieszne sytuacje, ale jednocześnie bardzo skuteczne. Pewnie te techniki nie odpowiadałyby współczesnej biurokratyzacji, ale na pewno dawały się zapamiętać. My oceniamy je jako bardzo sympatyczne.

(md)